PŚ w Lahti: Podsumowanie weekendu

0
602
Fot. Ewa Korenik

Konkursy miały być trzy, ale ostatecznie były tylko dwa – oba indywidualne. Drugi odbył się tylko dzięki temu, że zawody zdecydowano się przenieść na skocznię normalną. Ostatecznie skoczkowie nie zawiedli kibiców i zrobili, co mogli, by zaprezentować się jak najlepiej. My przyglądaliśmy się ich poczynaniom także mając na uwadze przyszłoroczne Mistrzostwa Świata, które odbędą się właśnie w Lahti. A czego się w trakcie tego weekendu dowiedzieliśmy?

Po pierwsze, dowiedzieliśmy się, że Peter Prevc nie jest jednak taki niepokonany. Choć ostatnio można było odnieść inne wrażenie, okazuje się, że to ciągle zwykły człowiek, który miewa także słabsze momenty. Lahti okazało się wyjątkowo pechowe dla słoweńskiego mistrza. Pomimo że na treningach spisywał się dobrze, w samych konkursach ciągle czegoś brakowało. W piątek główną winę za piąte miejsce swojego podopiecznego można przypisać trenerowi. Goran Janus dwukrotnie poprosił o obniżenie belki dla lidera Pucharu Świata i o ile w pierwszej serii przyniosło to efekt, w drugiej zdecydowanie przyczyniło się do porażki. Przy bardzo trudnych warunkach w niedzielę Prevcowi poszło jeszcze gorzej. Po pierwszej kiepskiej próbie zajmował odległe 22. miejsce. W drugiej serii znacznie się poprawił i udało mu się awansować na 9. lokatę. Słoweńcowi wciąż brakuje dwóch zwycięstw do wyrównania rekordu Gregora Schlierenzauera – 13 wygranych w jednym sezonie. Skoczek nie powiedział jednak ostatniego słowa, a do końca rywalizacji zostało jeszcze kilka konkursów.

Po drugie, po tym weekendzie wiemy, że w polskiej kadrze wciąż nie dzieje się dobrze. Po nie najgorszych występach naszych reprezentantów w Vikersund po cichu liczyliśmy na choć niewielką poprawę. W piątek nie było tak tragicznie – do serii finałowej nie awansował tylko Piotr Żyła, dla którego z mamuta na skocznię dużą okazało się bardzo trudne. Wszyscy pozostali Polacy punktowali, a najlepszy Stefan Hula zajął dobre 14. miejsce. Do niedzielnego konkursu nie zakwalifikował się Kamil Stoch i wiemy już, że dla podwójnego Mistrza Olimpijskiego ten sezon będzie najgorszy od kilku ładnych lat. Jego los podzielił chwalony w ostatnich tygodniach Andrzej Stękała. Podobnie jak dwa dni wcześniej do drugiej serii nie awansował Piotr Żyła, a Klemens Murańka i Stefan Hula zakończyli konkurs w końcówce pierwszej „30”. Po bardzo dobrym skoku Dawid Kubacki miał nawet szansę na podium, ale jej nie wykorzystał i ostatecznie był 11. Wciąż brak w naszej kadrze lidera, zawodnika, który prezentowałby równą i wysoką formę.

Po trzecie, dowiedzieliśmy się, że nie warto ufać pogodzie w Finlandii. Nie wróży to dobrze przyszłorocznym Mistrzostwom Świata, ale niestety wszystkie fakty przemawiają przeciwko fińskim konkursom. W tym sezonie odwołano już zawody w Kuusamo oraz sobotni konkurs drużynowy w Lahti. Poważnie zagrożone były także zawody niedzielne. W środowisku skoków narciarskich od jakiegoś czasu wspomina się o całkowitym usunięciu ich z kalendarza Pucharu Świata, ale póki co możemy być pewni, że nikt takich kroków nie podejmie. Fińska stolica nart ma być gospodarzem najważniejszej imprezy w następnym sezonie, ale chyba mało kto wierzy, że wszystkie konkursy uda się tam przeprowadzić sprawiedliwie i bezproblemowo. Koniec końców, kolejny raz byliśmy świadkami ciekawego przedstawienia, w którym główną rolę odgrywał wiatr.

Na zakończenie nie sposób nie wspomnieć o bohaterze całego weekendu, czyli Michaelu Hayboecku. Austriak wygrał oba konkursy, czym wywołał spore zaskoczenie, ponieważ pomimo dobrej dyspozycji nie stawiano go w gronie absolutnych faworytów. Udowodnił jednak, że akurat dla niego Lahti jest miejscem wyjątkowym i szczęśliwym. Dzięki temu, oraz dzięki dobrym wynikom Stefana Krafta, dowiedzieliśmy się, że Austria to wciąż potęga skoków narciarskich. Może zawodnicy z tego kraju nie dominują tak, jak to dawniej bywało, ale wciąż liczą się w grze o najważniejsze trofea. Można zatem potwierdzić, że obawy tych, którzy obstawiali rychły koniec austriackich skoków narciarskich były bezzasadne.


  • Źródło: Własne
  • FOTO: Ewa Korenik