Reportaż: Komentarz sportowy kiedyś, a dziś

0
1198

Już niebawem ruszy sezon zimowy 2015/2016. Setki tysięcy, o ile nie miliony Polaków zasiądą przed telewizorami i radioodbiornikami by kibicować naszym sportowcom. Ale sam obraz przekazywany z miejsca rozgrywania zawodów to nie wszystko. Aby transmisja była kompletna, jej częścią musi stać się komentarz sportowy. Jak wyglądał kiedyś, jak dziś i po co nam w ogóle komentatorzy?

Komentator sportowy to bardzo ważna osoba. Nie tylko dla telewizji, która dzięki niemu może się szczycić większą oglądalnością, ale też dla sportowców, których sukces jest nagłaśniany bezpośrednio przez niego. Sam komentarz sportowy to forma najczystszej sztuki, nośnikiem emocji przekazywanych widzom i słuchaczom. Dużo jednak się zmieniło w ciągu kilkudziesięciu ostatnich lat. Początki polskiego komentarza sportowego to oczywiście Polskie Radio. Pierwszą relację sportową z zawodów narciarskich w Zakopanem poprowadziła w 1927 roku Ada Arctówna. Później w polskim teatrze wyobraźni czarowali nas między innymi Lubomir Budziński, Bogdan Tuszyński, Henryk Urbaś, czy Bohdan Tomaszewski. O ile pierwsze relacje były prowadzone spontanicznie, o tyle z czasem komentatorzy stali się ekspertami i znawcami dyscyplin, które komentowali. Wkładali całe swoje serce, by znaleźć wszystkie potrzebne informacje, by przekazać je słuchaczom. Nie było wtedy internetu, kontakty telefoniczne również były utrudnione, nie mówiąc już o wyjazdach zagranicznych.

Dzięki rozwojowi telewizji pojawiły się transmisje z obrazem. Telewizja Polska po raz pierwszy w historii nadała transmisję sportową w 1957 roku – był to mecz bokserski, który komentował Zbigniew Smarzewski. Takie relacje zyskały szybko popularność i telewizji potrzebni byli komentatorzy – równie oddani swojej pracy jak koledzy z radia. Wielu z nich swoją przygodę z komentarzem sportowym zaczynało właśnie tam: Ryszard Dyja, Dariusz Szpakowski, czy Włodzimierz Szaranowicz. A jeżeli nawet nowi sprawozdawcy nie mieli doświadczenia w komentarzu, często pisywali już wcześniej do czasopism sportowych.

W latach 90 powstały stacje komercyjne, zarówno radiowe, jak i telewizyjne. Komentatorzy musieli się stać bardziej elastyczni, „uniwersalni”. To wpłynęło na jakość komentarza. Dodatkowo nieodzowną pomocą dziennikarzy przestały być własnoręczne notatki z informacjami zdobytymi z pierwszej ręki, bądź najbliższego środowiska sportowców. Zaczęto polegać na informacjach różnych agencji prasowych, pojawiających się w sieci, znalezionych na portalach społecznościowych, a nawet co gorsza na portalach plotkarskich. Ale te informacje kibice mogą znaleźć sami, dlatego ten komentarz przestał być tak atrakcyjny, jak jeszcze kilka lat przedtem.

Na szczęście ciągle są jeszcze pasjonaci swojej pracy – zaangażowani, doświadczeni i chłonący wiedzę i nowości na temat dyscypliny, którą komentują. Nie biorą na swoje barki zadań, którym nie są w stanie podołać. Mimo, że do relacji „na żywo” nie można przygotować scenariusza, można się przygotować merytorycznie – kto wystartuje, gdzie wystartują zawodnicy tak, by w ciągu całej transmisji do widzów, czy słuchaczy mówić, by absorbować ich uwagę i zatrzymać przy odbiornikach. To ci, którzy dzięki swojej wiedzy i stylowi komentowania zyskują sympatię ludzi. W chwili obecnej tak wielu dostaje się do mediów, że tylko  jeden na kilku, kilkunastu dziennikarzy pracujących w mediach okazuje się być właściwym człowiekiem na właściwym miejscu.


  • Źródło: Własne/ polskieradio.pl