Wszyscy już pewnie słyszeli historię o „pani Jadzi”, która namówiła przyszłego mistrza do skoków narciarskich, przypominaną przy okazji każdego dużego sukcesu naszego najlepszego skoczka. Dwunastoletni wówczas Kamil Stoch nie wiedział jeszcze, jak wspaniała czeka go przyszłość, choć – jak sam przyznał w słynnej rozmowie sprzed lat – jego celem i marzeniem był złoty medal olimpijski. Udało się nawet podwójnie. Wczoraj dołożył do swojego dorobku jeszcze jedno trofeum, złotego orła za wygranie Turnieju Czterech Skoczni – to, którego mu brakowało. Warto zatem przypomnieć sylwetkę naszego mistrza i jego drogę do tego sukcesu.
Dzięki filmikowi, tak chętnie udostępnianemu w sieci od trzech lat, większość polskich kibiców wie, jak rozpoczęła się ta historia. Kamil Stoch rozpoczął swoją przygodę se skokami w wieku ośmiu lat, kiedy zapisał się do lokalnego klubu narciarskiego LKS Ząb, gdzie jego nauczycielką była Jadwiga Staszel – znana kibicom jako „pani Jadzia z Zębu”. Chłopiec zaczął wyróżniać się w szkolnych i regionalnych konkursach juniorskich, a w 1998 roku zaczął jeździć także na zawody międzynarodowe. „Wielki świat” usłyszał o nim po raz pierwszy, kiedy podczas zawodów Pucharu Świata w kombinacji norweskiej w Zakopanem wystąpił jako przedskoczek i osiągnął lepszy rezultat od biorących w nim udział zawodników. Zaraz po tym wydarzeniu nagrano wspomniany wywiad z młodziutkim skoczkiem.
W 2000 roku zdobył brązowy medal na mistrzostwach do lat 14 w Ga-Pa. Później było tylko lepiej, choć początki prawdziwej kariery nie były łatwe. Sezon 2000/2001 to debiut w Pucharze Kontynentalnym i seniorskich Mistrzostwach Polski. Przełomowy był jednak sezon 2003/2004, kiedy Stoch zadebiutował w Pucharze Świata w Zakopanem (49. miejsce), zaliczył udany występ w Alpen Cup oraz zdobył srebrny medal na Mistrzostwach Świata Juniorów. Kolejny rok to regularne starty w Pucharze Kontynentalnym i upragnione pierwsze punkty PŚ. W sezonie 2005/2006 po raz pierwszy wziął udział w Turnieju Czterech Skoczni i zakończył go na 34. miejscu. Wkrótce potem przyszedł też debiut na Mistrzostwach Świata w Lotach, gdzie niewiele brakowało do awansu do drugiej serii.
Rok 2006 to Igrzyska Olimpijskie w Turynie i całkiem dobre występy młodego Kamila – 16. i 26. miejsce w konkursach indywidualnych. Lata 2007-2009 to lata, w których skoczek z Zębu regularnie występował w zawodach Pucharu Kontynentalnego i Pucharu Świata, ale nie prezentował spektakularnych postępów. Wszystkie trzy pucharowe ukończył na 30. miejscu w najważniejszych rozgrywkach, jego forma była zatem stabilna. Przełom nadszedł wraz z sezonem 2010/2011, kiedy Stoch po raz pierwszy w życiu zwyciężył w konkursie Pucharu Świata w Zakopanem, a następnie dołożył do tego kolejne dwie wygrane, by ostatecznie zakończyć sezon na 10. miejscu. Symboliczny wydaje się fakt, że w tamtym konkursie w stolicy Tatr upadek zaliczył nasz wielki faworyt Adam Małysz, którego jednak Kamil świetnie zastąpił.
Kolejne lata to ścisła pucharowa czołówka, a po zakończeniu kariery przez Małysza, Stoch stał się liderem polskiej kadry. W 2013 roku zajął 3. miejsce w klasyfikacji generalnej, a rok później mógł cieszyć się z Kryształowej Kuli. W międzyczasie przyszło także Mistrzostwo Świata w Val di Fiemme na dużej skoczni. Ale to właśnie 2014 to najlepszy rok w jego karierze, uczynił wtedy bowiem to, co nie udało się Małyszowi – wywalczył podwójne złoto olimpijskie w Sochi, co nieco przyćmiło późniejsze sukcesy w Pucharze Świata. Nie na tyle jednak, aby nie docenić jego osiągnięć podczas plebiscytu Przeglądu Sportowego na Najlepszego Sportowca Polski 2014.
W sporcie nic nie trwa wiecznie i trzeba się niestety liczyć z tym, że po latach intensywnej pracy przychodzi spadek formy. Przez kolejne dwa sezony oglądaliśmy Kamila dojrzałego sportowo, stabilnego i pozytywnie nastawionego jak zawsze, ale brakowało dawnego błysku. Mistrz potrzebował odpoczynku od presji, a kibice przeczuwali, że w swoim czasie powróci do wielkiego skakania. Wraz z bardzo dobrym sezonem letnim i wygraną w grudniu 2016 w Lillehammer wróciła „Stochomania”. Wszyscy wierzyliśmy w odrodzenie mistrza i patrzyliśmy optymistycznie na nadchodzący 65. Turniej Czterech Skoczni – zwłaszcza że był to tytuł, którego Kamil jeszcze nie zdobył.
W dwóch pierwszych konkursach TCS Stoch zajął drugie miejsce, które niespodziewanie zapewniły mu pozycję lidera na półmetku. W Innsbrucku nie udało się tego powtórzyć, głównie ze względu na loteryjne i niesprawiedliwe warunki oraz fakt, że rozegrano tylko jedną serię. Polak uplasował się na 4. lokacie i musiał oddać koszulkę lidera Danielowi Andre Tandemu, który miał minimalną przewagę na naszym reprezentantem. W ostatnich i rozstrzygających zawodach to Kamil nie miał sobie równych i w pięknym stylu sięgnął po triumf w konkursie w Bischofshofen, a także całym turnieju. Nad drugim Piotrem Żyłą miał ponad 35 punktów przewagi, a nad trzecim Tandem aż 56. Jego wspaniałe skoki wydają się krzyczeć: „Król powrócił!”. Oby tak było i obyśmy mogli oglądać takiego Kamila Stocha jak najdłużej.
- Źródło: wikipedia.pl/własne
- FOTO: sportowefakty.wp.pl