Czas świąteczny już za nami, a kibice skoków narciarskich doskonale wiedzą, że kiedy kończy się czas bożonarodzeniowego świętowania, zaczyna się… Turniej Czterech Skoczni! Już we wtorek odbędzie się pierwszy konkurs tej prestiżowej imprezy, natomiast jutro skoczkowie będą walczyć w kwalifikacjach, które mają większy wpływ na przebieg rywalizacji niż w pozostałych konkursach Pucharu Świata.
Konkursy TCS rozgrywają się w tak zwanym „systemie KO” – nazwa ta pochodzi od angielskiego słowa „knock-out”. A na czym polega rywalizacja w tym systemie? Jak przed każdym konkursem Pucharu Świata, w Turnieju Czterech Skoczni także odbywają się kwalifikacje. Specyfika rozgrywania zawodów polega na tym, że zawodnicy, którzy dostaną się do konkursu są łączeni w pary. Zwycięzca serii kwalifikacyjnej rywalizuje z ostatnim zawodnikiem, który wywalczył kwalifikację, zawodnik zajmujący 2. miejsce walczy o awans z przedostatnim i tak dalej. Teoretycznie najrówniejsza walka toczy się między zawodnikami plasującymi się w okolicach 25. miejsca.
A co z zawodnikami czołowej „10” klasyfikacji generalnej, którzy mają zapewniony udział w konkursie? Najczęściej oni również biorą udział w kwalifikacjach, a ich skoki są oceniane tak jak każdego innego zawodnika. Jeśli jednak zrezygnują ze startu lub zajmą miejsce poza „50”, wtedy są sklasyfikowani na ostatnim miejscu dającym awans do konkursu i rywalizują ze zwycięzcą kwalifikacji.
Do drugiej serii przechodzi zawodnik, który okazał się lepszy od swojego rywala z pary, a więc bezpośredni awans zagwarantowany ma 25 zawodników. Oprócz nich do serii finałowej wchodzi także pięciu „szczęśliwych przegranych”. Są to – jak sama nazwa wskazuje – zawodnicy, którzy spisali się najlepiej wśród tych, którzy przegrali rywalizację w parze.
- Źródło: Własne