Jednym z ojców sukcesów polskich skoczków jest Adam Małysz (koordynator PZN ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej). Często pokazywany przez kamerzystów na skoczni, kiedy z uwagą śledził poczynania biało-czerwonych. Był talizmanem i lekarstwem na słabsze sezony Polaków. Towarzyszył i wspierał zawodników w najtrudniejszych dla nich momentach udzielając im cennych wskazówek.
Zapytany o rolę, jaką odgrywa obecnie w kadrze, odpowiedział:
– ,,Ona daje mi satysfakcję, bo lubię pomagać. W pewnym sensie te wszystkie rzeczy, które miałem w tym roku do zrobienia, może nawet trochę mnie przerosły. To był jednak rok próbny. Badaliśmy, co moja funkcja będzie znaczyła i czym będę się zajmował. A zajmowałem się wszystkim. Jak teraz pomyślę o tym, ile różnych funkcji miałem w ciągu sezonu, to sam jestem w szoku, bo to aż nieprawdopodobne.”
– ,,Wykorzystywałem swoje doświadczenie, nie tylko ze skoków, ale i ze sportów motorowych, starałem się przekazać je chłopakom. Przyjeżdżając na zawody nie mówiłem, że jestem dyrektorem i trzeba mnie słuchać. Kiedy było trzeba, doradzałem im. Kiedy trener prosił mnie o zajęcie się dziennikarzami, robiłem to. Czasem po konkursie lub między seriami znosiłem chłopakom buty i kurtki. Załatwiałem akredytacje. W środowisku FIS-u wciąż jestem szanowany i łatwiej mi w nim funkcjonować, niż komuś z zewnątrz. Po sezonie doszedłem do wniosku, że moja funkcja powinna się nazywać „wash and go”- zakończył z uśmiechem.
Ustanowiony przez Kamila Stocha nowy rekord Polski zaskoczył pozytywnie byłego skoczka narciarskiego:
– ,,To było na pewno coś niesamowitego. Najpierw pojawiła się obawa o kolano Kamila. Myślę jednak, że on w tamtej chwili był w takiej euforii, że nawet jak go coś zabolało, nie zwrócił na to uwagi. Największe wzruszenie było chyba jednak na zakończenie Turnieju Czterech Skoczni, gdy Kamil i Piotrek Żyła stawali na podium, a Maćkowi Kotowi zabrakło do tego tylko paru punkcików. Gdyby nasi skoczkowie zajęli wtedy trzy pierwsze miejsca, to już by mnie chyba przerosło i nie zszedłbym tam na dół.”
Na koniec zapytany, czy kolejna zima pod wodzą Stefana Horngachera okaże się być jeszcze lepsza, odpowiedział:
– ,,Myślę, że ten sezon będzie dla niego najtrudniejszy. Kiedy przychodzisz do zespołu w lekkim kryzysie i wprowadzasz zmiany, nowe metody, to jeśli zawodnicy i sztab ci zaufają, szybko idziesz do przodu. Jednak w sytuacji, gdy wyśrubowaliśmy tak wysoki poziom, podniesienie go będzie naprawdę bardzo trudne. Trzeba dołożyć wszelkich starań, żeby to się stało. Inni nie będą spać, odrobią lekcję. Już teraz bardzo nas obserwowali, bo sprzęt dopasowaliśmy na tyle dobrze, że wszyscy nam wręcz zazdrościli. Przed nami ciężka praca, ale mam nadzieję, że sobie poradzimy.”
- Źródło: wp sportowefakty+ własne
- FOTO: Kinga Stanaszek