Niedzielne zawody drużyn mieszanych to jednocześnie półmetek zmagań w skokach narciarskich podczas Mistrzostw Świata w Lahti. Za nami już wszystkie konkursy na skoczni K-90. Mniejszy z obiektów kompleksu Salpausselkä nie okazał się łaskawy dla Norwegów – wikingowie od początku sezonu deklarowali, że medale rozgrywanego w Finlandii czempionatu to dla nich najważniejszy cel tej zimy. Po trzech z pięciu konkursów reprezentanci Norwegii mogą mówić jedynie o zawiedzionych nadziejach.
Sezon 2016/2017 jak dotychczas nie układa się po myśli norweskich kibiców skoków narciarskich oraz trenerów tamtejszej kadry – ubiegłej zimy skoczkowie z kraju wikingów dominowali podczas kluczowych imprez. Jednak ostanie miesiące pokazały, że podopieczni Alexandra Stöckla dalecy są od optymalnej formy i po cichu zaczęto powątpiewać w deklarowane przez sztab szkoleniowy jako główny cel, pięć krążków Mistrzostw Świata.
Podczas gdy członkowie kadry męskiej wraz ze zbliżającym się terminem rozpoczęcia czempionatu stopniowo tracili błysk z ubiegłego sezonu, wiatru w żagle nabrała najlepsza wśród norweskich skoczkiń – Maren Lundby. To właśnie 22 -latka z Gjøvik stała się nadzieją rodaków na medal w Lahti. Podopieczna Christiana Meyera podczas poprzedzających mistrzostwa konkursów Pucharu Świata Kobiet spisywała się znakomicie, a w klasyfikacji łącznej cyklu zajmuje 3. pozycję. Dla nikogo nie było więc zaskoczeniem, gdy na półmetku piątkowych zmagań na skoczni Salpausselkä to właśnie Lundby prowadziła ze sporą przewagą nad rywalkami. Niestety – gorsza próba w drugiej serii sprawiła, że Norweżka nie tylko straciła szansę na sięgnięcie po tytuł Mistrzyni Świata, ale także na jakikolwiek medal. Ostatecznie uplasowała się na nazywanym zmorą każdego sportowca czwartym miejscu.
Kolejne norweskie marzenie o medalu, tym razem w zmaganiach panów, prysło jak bańka mydlana już dzień później – choć podopieczni Alexandra Stöckla nie prezentują się w tym sezonie tak imponująco, jak ubiegłej zimy, to plasujący się na 3. miejscu klasyfikacji łącznej Pucharu Świata Daniel-André Tande nadal typowany był jako jeden z kandydatów do zdobycia w Lahti krążka. Ostatecznie w rywalizacji na skoczni K-90 Norwegowie znów musieli obejść się smakiem – medale powędrowały do rąk reprezentantów Austrii i Niemiec, zaś najlepszym spośród wikingów okazał się powracający do rywalizacji po dłuższej przerwie Johann André Forfang. 21- latek uplasował się na 7. miejscu, zaś jego koledzy z drużyny zakończyli zmagania w drugiej dziesiątce (Tande na pozycji 15., Robert Johansson na miejscu 16., zaś Andreas Stjernen zajął 17. lokatę – przyp. Red).
Czarę goryczy przepełnił konkurs drużyn mieszanych – tutaj Norwegię reprezentować mieli: Maren Lundby, Silje Opseth, Daniel-André Tande i Johann André Forfang. Tego ostatniego na godzinę przed rozpoczęciem rywalizacji zastąpił Andreas Stjernen. Choć i tu trenerzy mieli nadzieję na medal, dość szybko okazało się, że krążek będzie poza zasięgiem ich podopiecznych. Jedynie Lundby zdołała, tym razem dwukrotnie, oddać dwa dobre skoki. Przeciętne próby Tande i Stjernena oraz zepsuty drugi skok 17- letniej Opseth, która ewidentnie nie udźwignęła emocjonalnie ciężaru występu na imprezie tej rangi, sprawiły że Norwegowie kolejny raz musieli zadowolić się lokatą poza strefą medalową (piąte miejsce – przyp. Red).
Podczas gdy żeńska część reprezentacji Norwegii w skokach narciarskich zakończyła już swoją przygodę z Mistrzostwami Świata w Lahti, przed skoczkami jeszcze dwie szanse na zdobycie upragnionego medalu – w czwartek indywidualnie na skoczni K-120 oraz w sobotę podczas zmagań drużynowych. O ile u progu sezonu Norwegowie deklarowali chęć walki o złoto, to w tej chwili, zważywszy na znakomitą formę rywali, każdy zdobyty krążek będzie dla nich sporym sukcesem. Powrót z Lahti bez choćby jednego medalu w skokach narciarskich z pewnością nie umknąłby uwadze rodzimych mediów – taka sytuacja nie zdarzyła się bowiem od lat.
- Źródło: Własne
- FOTO: Kinga Stanaszek