Stefan Hula: „Byłem skazany na skoki narciarskie”

0
1034

Stefan Hula zeszły weekend może zaliczyć do udanych, plasując się z najlepszym wynikiem z grona polskich narciarzy klasycznych w tym sezonie Pucharu Świata. Skoczek w niedzielnym konkursie na skoczni normalnej w norweskim Lillehammer uratował honor naszych reprezentantów, awansując do serii finałowej i ostatecznie zajmując 10. miejsce. Hula ostatni raz w „czołowej dziesiątce” plasował się w grudniu 2010 roku w Engelbergu, zajmując siódme miejsce.

„Bardzo fajnie mi się skacze. Nawet po cichu liczyłem na to, że pojadę do Klingenthal. Decyzja była jednak inna, ale tak zadecydowali trenerzy. Liczę jednak na to, że w tym sezonie dostanę jeszcze szansę i powalczę o naprawdę duże punkty w Pucharze Świata” – powiedział Stefan Hula jeszcze przed inauguracją sezonu.

29-latek ze Szczyrku jest najstarszym skoczkiem w polskiej kadrze, w której znajduje się już od dwunastu lat. Mimo wielu niepowodzeń nie poddaje się jednak, bo – jak sam mówi – „kocha to, co robi”. Hula zaliczył udane lato w Pucharze Kontynentalnym. Przede wszystkim zaczął skakać powtarzalnie. Niemal nie opuszczał pierwszej „dziesiątce”. Dobrze spisał się też w Letnich Mistrzostwach Polski w Szczyrku, w których zajął czwarte miejsce. Wygrał wówczas ze wszystkimi zawodnikami z kadry A. Potem zaliczył udane zgrupowanie na torach lodowych w Oberhofie. Nieźle prezentował się też przed pierwszymi zawodami Pucharu Świata w Klingenthal. Do Niemiec jednak nie pojechał. Trenerzy postawili na Bartłomieja Kłuska.

Na swoją szansę długo nie musiał czekać, kiedy to pojechał do Kuusamo. Żaden z konkursów, co prawda, tam się nie odbył, lecz Hula oddał dwa całkiem dobre skoki. W zeszły weekend, w pierwszym konkursie Lillehammer uplasował się na 22. pozycji, natomiast w drugim uratował honor polskich skoczków, i jako jedyny reprezentant naszego kraju, awansował do serii finałowej. Hula pierwszy raz od ponad dwóch lat zdobył punkty w obu konkursach z rządu. Miejmy nadzieję, że wyniki z poprzedniego weekendu dodadzą mu jeszcze pewności siebie, choć wygląda na to, że tej mu nie brakuje.

„To był naprawdę fajny konkurs i bardzo się cieszę, bo moje skoki były naprawdę bardzo dobre. Żeby znaleźć się w dziesiątce Pucharu Świata, to już trzeba naprawdę dobrze skakać. Fajnie, że to tak wyszło” – cieszył się Hula po niedzielnym konkursie.

Urodzony z nartami

W domu mówią o nim, że urodził się z nartami. Ledwie odrósł od ziemi, a już zakładał narty i chodził w nich po domu. Nie dziwi zatem, że bardzo szybko zaczął na nich jeździć. Miał też jednak na kim się wzorować. Jego ojciec – też Stefan – to przecież brązowy medalista Mistrzostw Świata w kombinacji norweskiej z Falun w 1974 roku.

„Można powiedzieć, że byłem skazany na skoki narciarskie, choć przecież nikt nie zmuszał mnie do ich uprawiania. Zresztą w tej chwili nie wyobrażam sobie, żebym mógł robić coś innego. Skoki od zawsze były całym moim życiem. Zresztą dalej są i mam nadzieję, że jeszcze długo będą” – śmiał się skoczek.

Wprawdzie zaraz obok domu miał naturalny tor saneczkowy, ale wolał jednak skoki. Sanki wybrała jego siostra Magdalena, która zresztą była reprezentantką Polski.

Mały Stefan już w wieku sześciu lat skakał na 17-metrowej skoczni na Beskidu.

„Tata był trenerem i brał mnie ze sobą na zajęcia. Kiedy je skończył, to puszczał mnie na nartach skokowych. Pierwsze skoki oddałem na siedmiometrowej skoczni w Bystrej. I tak się to zaczęło” – opowiadał zawodnik.

Był Mistrzem Świata dzieci

Swój pierwszy międzynarodowy sukces, Hula osiągnął w 1998 roku, kiedy to w wieku 12 lat został Mistrzem Świata dzieci. Sześć lat później mocno postawił na niego austriacki trener Heinz Kuttin, który prowadził naszą juniorską kadrę. Wystartował w Mistrzostwach Świata Juniorów w norweskim Strynie. Wówczas złoty medal w konkursie indywidualnym zdobył Mateusz Rutkowski. Hula zajął 13. miejsce. Był drugim z naszych reprezentantów. Z kolei w rywalizacji drużyn wraz z: Rutkowskim, Kamile Stochem i Dawidem Kowalem został Wicemistrzem Świata.

Na swoje pierwsze Zimowe Igrzyska Olimpijskie pojechał do Pragelato, gdzie był 29. Na skoczni normalnej i piąty w konkursie drużynowym, wraz z: Robertem Mateją, Adamem Małyszem i Kamilem Stochem. Na igrzyskach wystąpił też w Vancouver w 2010 roku. Tam natomiast na dużej skoczni był 19., a w konkursie drużynowym razem z: Małyszem, Stochem i Łukaszem Rutkowskim zajął szóste miejsce. Dwukrotnie stał też na podium zawodów Pucharu Świata. Za każdym razem w rywalizacji drużynowej. Najpierw w marcu 2009 roku w Planicy wraz z kolegami zajął drugie miejsce, a dwa lata później w Willingen – trzecie. Przez wiele lat był podporą naszej drużyny w zawodach Pucharu Świata. Aż do 2011 roku.

Pechowa kontuzja

Wtedy to przeszedł artroskopię kolana. Na treningu przed zawodami Letniej Grand Prix w Szczyrku uszkodził łąkotkę. Wystartował w konkursie, ale oczywiście z marnym skutkiem. Potem czekał go zabieg i wielotygodniowa przerwa. Od tego momentu miał problemy z tym, by znowu zacząć skakać na przyzwoitym poziomie. Zwłaszcza zimą, bo latem potrafił się nawet zakręcić w okolicach podium w zawodach Grand Prix.

„Zimą brakowało mi trochę pewności. Kolano cały czas bolało. Brakowało mi takiego komfortu. Gdzieś w głowie siedziało to, że nie jest do końca tak, jak powinno być” – tłumaczył.

Nie wypadł jednak z szerokiej kadry. Trenerzy wciąż widzieli w nim potencjał. Tym bardziej, że Hula znakomicie prezentował się na treningach. Niestety jednak tych dobrych skoków nie potrafił potem przełożyć na próby w konkursie. Miał problemy z tym, by wszystko poukładać sobie w głowie. Bywały momenty, że miał chwile zwątpienia.

Stefan-biznesmen

Hula, na wszelki wypadek, gdyby jednak nie powiodła mu się kariera skoczka wraz ze swoją żoną Marceliną, postanowił otworzyć biznes. Na razie ich głównym produktem są kombinezony do skoków narciarskich. To właśnie w takim stroju marki „Huligan’s” dwa złote medale Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Soczi wyskakał Kamil Stoch.

„Spróbowaliśmy i fajnie to poszło. Bardzo cieszy nas ta praca. Wkładamy w nią całe serce. Dla nas najważniejsze jest, by wykonać swoją robotę najlepiej jak tylko potrafimy dla polskiej reprezentacji” – powiedział zawodnik ze Szczyrku, który często konsultuje się z kolegami z kadry.

Dojrzał do skoków

Latem tego roku, Stefan Hula zaczął skakać już naprawdę dobrze.Nie podejmował się współpracy z psychologiem. Sam wszystko poukładał sobie wszystko w głowie.

„Może dojrzałem i teraz mam inne podejście do skoków. Już tego lata to się zmieniło. Przestałem się napalać. Wcześniej nie potrafiłem na luzie podejść do startów w Pucharze Świata. Za wszelką cenę chciałem zrobić coś więcej, a niestety to działało w drugą stronę. Teraz wiem, że wystarczy zrobić tyle, ile trzeba i – jak widać – to przynosi efekty. Zresztą trenerzy zawsze mi to powtarzali, ale nie mogło to do mnie trafić” – opowiadał Hula, który od ubiegłego sezonu jest zawodnikiem Eve-nement Zakopane.

O sukcesach swojego syna zawsze marzył Stefan Hula senior, który przecież był znakomitym polskim dwuboistą.

„Marzyłem o tym, żeby Stefan skakał. Miał chyba zaledwie trzy lata, kiedy już w malutkich nartkach chodził po domu. Bardzo szybko zaczął dobrze jeździć na nartach. Wszystko było fajnie do momentu kontuzji. Stefan wie, że wciąż może skakać daleko, ale czasami chce zrobić coś więcej, niż potrafi. I to go gubi. Moim marzeniem było też, żeby pojechał na mistrzostwa do Falun. A to wcale nie było takie nierealne. Wierzę w to, że jeszcze na kolejnych imprezach zrobi to, na co go było stać” – mówił Hula senior przed lutowymi Mistrzostwami Świata w Falun. W tym samym, w którym on sięgał po medal.

Miejmy nadzieję, że wyniki w Lillehammer są zapowiedzią dobrego sezonu Stefana Huli. Może w końcu się odblokował i zacznie w zawodach skakać tak samo, jak pokazywał to wiele razy na treningach.

„Mam nadzieję, że tymi skokami w Lillehammer sprawiłem frajdę swoim rodzicom. Bardzo dziękuję im za to, że zawsze mnie wspierają. To wiele dla mnie znaczy – przyznał Hula, któremu wiele razy w karierze było bardzo przykro, kiedy stawał się obiektem kpin: – To nie jest nic miłego i wiele razy zabolały mnie nieprzyjemne słowa skierowane w moją stronę. Przykro jest z tego powodu, bo skoro dostaje się powołanie na zawody, to jedzie się tam reprezentować kraj. Każdy z nas stara się wówczas zrobić wszystko jak najlepiej. Dajemy z siebie wszystko, żeby było dobrze. Na te komentarze jednak nie mamy wpływu i dlatego trzeba podchodzić do nich z dystansem” – zakończył skoczek.


  • Źródło: eurosport.onet.pl
  • FOTO: Katarzyna Satała