Zakończone dziś w fińskim Lahti Mistrzostwa Świata norweska reprezentacja w skokach narciarskich zaliczy zapewne do najmniej udanych od wielu lat. Rzadko bowiem zdarza się, by zawodnicy z kraju, który poszczycić może się ponad 60 krążkami zdobytymi w skokach narciarskich podczas światowych czempionatów rozrywanych na przełomie ostatnich 92 lat, wracali do domu z zaledwie jednym medalem. Wywalczone w sobotę przez podopiecznych Alexandra Stöckla srebro już okrzyknięto w Norwegii osiągnięciem na wagę złota.
Norweskich skoczków i skoczkinie od wielu dekad zalicza się do grona faworytów do medali, kiedy główną imprezą sezonu są Mistrzostwa Świata. Wikingowie zazwyczaj przywożą do kraju kilka krążków wywalczonych na skoczniach. Medalowe apetyty zaostrzyły jeszcze wyniki czempionatu sprzed dwóch lat – z Falun Norwegowie przywieźli aż cztery medale, w tym dwa z najcenniejszego kruszcu. W Szwecji jedynie norweskim skoczkiniom nie udało się zdobyć krążka.
Przed tegorocznymi Mistrzostwami Świata Norwegowie mieli więc chrapkę na komplet medali. Niestety – marzenia te zostały rozwiane już po zmaganiach na skoczni normalnej, gdzie ani podopieczni Alexandra Stöckla, ani skoczkinie z kadry Christiana Meyera, czy też połączone siły obu płci w rywalizacji drużyn mieszanych, nie zdołały wywalczyć żadnego krążka.
Dla Norwegów swoistym być albo nie być stała się więc rywalizacja na obiekcie dużym. Największa ze skoczni kompleksu Salpausselkä okazała się bardziej łaskawa dla norweskich zawodników, choć i tu nie obyło się bez dramatów.
Pierwsza szansa na krążek pojawiła się podczas czwartkowych zmagań w konkursie indywidualnym. Tu nieoczekiwanie o medal usiłował walczyć Andreas Stjernen. 28 -latek po znakomitym skoku w pierwszej serii (129,5 m – przyp. Red.), plasował się na trzecim miejscu. Niestety – na ostatniej prostej, po bardzo dobrej drugiej próbie, medal wyślizgnął się z rąk Norwega – wyprzedził go bowiem o zaledwie 0,6 pkt. Piotr Żyła. Dobre skoki kolegów Stjernena (czterech wikingów zakończyło zmagania w czołowej dwunastce – przyp. Red.), dawały jednak nadzieję na upragniony krążek w zaplanowanym na sobotę konkursie drużynowym.
Sobotnie zawody przyniosły ostatecznie norweskim skoczkom medal, jednak droga do niego nie była wcale usłana różami – po równych skokach podopieczni trenera Stöckla aż do zakończenia zmagań trzeciej grupy w serii pierwszej, znajdowali się na pozycji medalowej. Po zakończeniu serii do podium zawodów tracili zaś ledwie kilka punktów.
Druga seria zmagań przyniosła jednak nieoczekiwany dramat – skaczący w pierwszej grupie Anders Fannemel uzyskał jedynie 112,5 metra. Norwegia zaliczyła znaczący spadek punktowy i wszystko wskazywało na to, że marzenia o medalu prysły. Drużynę uratował jednak chwilę później Johann André Forfang. 21 -latek poprawił rekord skoczni osiągając w swojej próbie aż 138 metrów. Tym samym Norwegowie wrócili do gry o medale. Słabsze skoki Niemców i Austriaków sprawiły, że wikingowie ostatecznie sięgnęli po srebrny krążek. Jedynie polska drużyna była podczas sobotnich zmagań poza zasięgiem rywali, przez co srebro swoich reprezentantów rodzime media okrzyknęły srebrnym medalem na wagę złota. Mimo to Mistrzostwa Świata w Lahti okazały się dla norweskich skoków narciarskich najmniej udanymi od lat.
- Źródło: Własne
- FOTO: Wiktoria Wnętkowska