Daniel-André Tande: „W pewnym momencie wpadłem w totalną panikę”

0
951

Niedzielny konkurs Pucharu Świata w szwajcarskim Engelbergu nie przebiegł po myśli Daniela -André Tande. Norweg po pierwszej serii zajmował drugą lokatę i miał realne szanse na zapewnienie sobie miejsca na podium zawodów. Zamiast tego w finałowej serii oglądać mogliśmy dramatyczną walkę 22 – letniego skoczka o ustanie imponującego skoku na odległość 144,5 metra.

Fot. Katarzyna Satała
Fot. Katarzyna Satała

Dzisiejsze zmagania w przedświątecznym konkursie w Engelbergu zaczęły się dla Daniela-André Tande bardzo obiecująco – reprezentant klubu Kongsberg IF przed swoją pierwszą próbą zdecydował się, wspólnie ze swym trenerem, na obniżenie belki startowej. Manewr ten przyniósł spodziewane rezultaty – Norweg poszybował aż na 139 metr i na półmetku konkursu zajmował znakomitą drugą lokatę.

W serii finałowej dwudziestodwuletni zawodnik po wyjściu z progu osiągnął bardzo wysoki pułap lotu i wylądował bardzo daleko – na odległości 144,5 metra. Niestety, podopieczny Alexandra Stöckla nie zdołał zakończyć tej próby przepisowym lądowaniem. Skoczek wykonał kilka gwałtownych obrotów, dramatycznie próbując uniknąć upadku. W konsekwencji vice lider klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zakończył rywalizację na jedenastym miejscu.

Znakomity norweski zawodnik, który w sezonie 2016/2017 pauzuje z powodu kontuzji – Kenneth Gangnes, ocenił że częściową winę za sytuację ponosi szkoleniowiec ekipy wikingów. Zdaniem Gangnesa Stöckl powinien był wnioskować o obniżenie belki startowej dla swego podopiecznego także w drugiej serii zmagań.

„To mogło mieć decydujące znaczenie dla zawodnika. Stöckl mógł w ten sposób ocalić podium, a nawet przyczynić się do zwycięstwa Daniela” – powiedział 27 – latek, który w przerwie od startów występuje w roli eksperta od skoków w norweskiej telewizji.

Innego zdania jest trener reprezentacji Norwegii w skokach narciarskich, który po drugiej próbie Daniela – André Tande aż złapał się za głowę.

„Gdybym wiedział, że poszybuje aż tak daleko, oczywiście zdecydowałbym się poprosić jury o obniżenie belki. Przypuszczałem, że Daniel będzie chciał trochę zaryzykować, żeby przeskoczyć Kamila Stocha, który oddał swój finałowy skok chwilę wcześniej. Po dobrej próbie Polaka przez chwilę nawet pomyślałem, czy nie powtórzyć zabiegu z obniżeniem belki, ale ostatecznie tego nie zrobiłem. Daniel miał dużo lepsze warunki wietrzne nad bulą, dlatego tak go poniosło. Mimo całej tej sytuacji z nieudanym lądowaniem, uważam że był to najlepszy skok, jaki dotychczas widziałem w jego wykonaniu” – skomentował austriacki szkoleniowiec.

Sam bohater felernego lądowania również nie ma pretensji do swojego szkoleniowca. W rozmowie z mediami przyznał, że było ono efektem paniki, w jaką wpadł jeszcze podczas skoku i jeżeli coś zawiniło, to zbyt duża prędkość i zbyt wysoka parabola lotu.

„Mniej więcej w połowie mojej próby wpadłem w totalną panikę! Wiedziałem, że mogę wylądować poza granicą upadku i ta myśl mnie przeraziła. To mogło zabrnąć za daleko i gdybym próbował tam telemarku, to istniało ryzyko, że przedświąteczny konkurs zakończy się złamaniem nogi, a nie jedynie umiarkowanym bólem. Takie lądowanie to zawsze duże obciążenie dla ciała, ale dolegliwości na szczęście szybko mijają” – podsumował Daniel-André Tande, który mimo wszystko zdołał obronić drugą lokatę w klasyfikacji łącznej Pucharu Świata.


  •  Źródło: vg.no
  • FOTO: Katarzyna Satała