Zakończenie sezonu to zawsze czas podsumowań. Szczególnie potrzebne są one, gdy nie idzie tak jakby się tego chciało. Czy jednak sezon 2015/16 był aż tak nieudany dla Polaków? Statystyki nie są wcale tak bezlitosne.
Polacy jako naród od wieków mają tendencję do narzekania i zapominania o tym jak było kiedyś. Nie dziwi zatem, że po kilku udanych sezonach obniżka formy naszych reprezentantów przyjęta została wręcz dramatycznie. Na łamach prasy, radia i telewizji samozwańczy „eksperci” powtarzali do znudzenia, że to najgorszy sezon w historii, że zawodnicy są kompletnie pogubieni i tracą po 10 metrów do czołówki. Ile z tego prawdy, niech każdy oceni sam.
W istocie, coś nie zagrało. Po dobrym lecie, kibice spodziewali się równie dobrych wyników zimą. Tymczasem, spodziewane sukcesy wcale nie nadchodziły, a gdy już wydawało się, że jesteśmy na dobrej drodze, życie znowu rzucało naszym orłom kłody pod nogi. Ja jednak chciałabym się skupić na pozytywach, których było wcale nie tak mało.
Przede wszystkim, punkty Pucharu Świata zdobyło aż 9 naszych skoczków. Po raz pierwszy tej sztuki dokonali powracający po kontuzji kolana Jakub Wolny i wschodząca gwiazda Andrzej Stękała. To drugie nazwisko elektryzowało kibiców cały sezon. Stękała bardzo szybko zadomowił się w kadrze jeżdżącej na najbardziej prestiżowe zawody w skokach narciarskich, zajmując miejsce starszych i bardziej doświadczonych kolegów.
Starsi i doświadczeni nie zawsze byli jednak skazani na pożarcie. Udowodnił to Stefan Hula, który może uznać ten sezon za najlepszy w karierze. Wykpiwany przez wielu skoczek był często jedyną nadzieją na dobry występ naszego zespołu. Może i jego skoki nie pozwalały na zwycięstwa (tylko 2 razy znalazł się w pierwszej dziesiątce konkursu), ale zadziwiał wszystkich stabilnością i regularnym punktowaniem.
Problemy z regularnym kwalifikowaniem się do pierwszej 30. były przez wiele lat bolączką Dawida Kubackiego i Macieja Kota. W tym sezonie obaj ci zawodnicy punktowali znacznie częściej niż zwykle. Wraz z wymienionymi wcześniej kolegami z kadry B, stanowili o sile naszego teamu.
Słabiej spisywali się zawodnicy z kadry A, prowadzeni przez Łukasza Kruczka. Szczególnie widoczna była obniżka formy Kamila Stocha. To pierwszy sezon od 5 lat, gdy nie oglądaliśmy go indywidualnie na podium. Głównie to zdecydowało o tak negatywnym postrzeganiu tego sezonu przez kibiców i ekspertów. Brak triumfującego Stocha odczuwany był przez nas tak gwałtownie, że wszelkie inne sukcesy naszych zawodników wydawały się znacznie mniejsze niż w rzeczywistości. Na otarcie łez pozostało drużynowe 3. miejsce z Zakopanego. Nie stało się jednak ono drabinką do sukcesu, jak sobie życzono.
Kolejny sezon na pewno będzie inny. Nowy trener, ktokolwiek nim zostanie, na pewno wprowadzi nową jakość do ekipy. Może wrócą ci, którzy się pogubili lub wyskoczy kolejny talent na miarę Stękały. Ważne jest jednak, by nie pogubić tego, co mamy. A mamy sporo i nikomu nie wolno o tym zapominać.
- Źródło: Własne