
Sportowy weekend w Wiśle zaczął się wcześniej, bo w czwartkowe popołudnie. W tym dniu odbyły się serie treningowe i kwalifikacje do sobotniego konkursu drużynowego. Już sam początek zapowiadał wiele emocji i zaciętą rywalizację dwóch skoczków. Pewnie niewielu też spodziewało się zwycięstwa Macieja Kota, być może nawet on sam.
Faworyci wyklarowali się już po pierwszych skokach treningowych. Podczas gdy najlepsi w Courchevel Maciej Kot i Kamil Stoch pokazali skoki przeciętne i poniżej oczekiwań, na skoczni im. Adama Małysza błyszczeli Anders Fannemel i Peter Prevc. Zwłaszcza ten pierwszy udowodnił świetną dyspozycję i zadziwił kibiców, osiągając 137,5 metra, czym ustanowił nowy rekord obiektu. Właściwie każdy jego skok był bardzo udany i trudno było wyobrazić sobie, że Norwega miałoby zabraknąć na podium, a wielu widziało w nim murowanego kandydata do zwycięstwa. Przeszkodzić mógł mu Peter Prevc. Słoweniec w letnich zawodach nie bierze udziału zbyt często, ale gdy już to robi, robi to prawie perfekcyjnie. No właśnie, „prawie”, bo w Wiśle coś jednak poszło nie tak. O ile w czwartek i piątek wielki mistrz prezentował skoki na wysokim poziomie, o tyle w sobotę lądował o kilka metrów bliżej i jednego z faworytów zabrakło na podium.
Do walki dwóch wybitnych zawodników włączył się nieoczekiwanie Maciej Kot. Nieoczekiwanie, bo jego wcześniejsze próby idealne nie były. W sobotę wszystko jednak zadziałało jak trzeba i mogliśmy z radością odśpiewać „Mazurka Dąbrowskiego.” Nie było w tym przypadku – dwa bardzo dobre skoki Polaka wydają się być pierwszym rezultatem pracy Stefana Horngachera. Czy to się potwierdzi, okaże się w najbliższych tygodniach. Sam zwycięzca podchodzi do całej sprawy z dystansem i klasyfikacji generalnej wygrywać nie zamierza. To akurat dobrze, bo przeszłość pokazała, że po tłustym lecie dla naszych reprezentantów często przychodzi chuda zima i czasem trudno oprzeć się wrażeniu, że mniej startów latem to więcej sukcesów zimą. W Wiśle naszej drużynie się nie powiodło i w piątek Polska zajęła miejsce szóste. Jeżeli jednak ma to być tylko etap przygotowań do owocnego sezonu zasadniczego, to chyba nikt z nas nie będzie tego specjalnie rozpamiętywać.
Co jeszcze warto zapamiętać z Wisły? Na pewno niespodziewane podium Andreasa Wellingera. Młody Niemiec nie miał specjalnie udanej zimy, a jego skoki na LGP nie były wybitne. Wystarczyły jednak, by wywalczyć trzecie miejsce w konkursie indywidualnym oraz znacznie pomóc kolegom w konkursie drużynowym. Podczas konferencji prasowej Wellinger ze śmiechem przyznał, że następne podium w letnich zawodach chętnie zamieni na podium w sezonie zimowym. Wspomnieć należy także tryskającego pozytywną energią Simona Ammanna, który po każdym swoim skoku cierpliwie rozdawał autografy i pozował do zdjęć. Forma szwajcarskiego mistrza na razie nie jest stabilna – wciąż widać skutki niedawnych kontuzji. Mimo to, jego ostatni sobotni skok to dowód na to, że duch walki i głód zwycięstw ciągle gdzieś w nim siedzi i nigdy nie wiadomo, kiedy znów zechce się ujawnić. Zdecydowanie jest na co czekać.
- Źródło: Własne
- FOTO: Wiktoria Wnętkowska