Dumnie brzmiąca nazwa, zachęcające slogany, energiczne spoty, reklamujące wszystkie zmagania, 4 miasta, 4 skocznie… Wszystko prysło, niczym bańka mydlana. Wielu miłośników skoków narciarskich podeszło rozsądnie do nowego wytworu, który pobudził wyobraźnię FISu, jednak znaleźli się ludzie, niesamowicie ekscytujący się owymi konkursami. Czy organizatorzy zawiedli mniejsze lub większe oczekiwania kibiców?
Po usłyszeniu o jakimś szalonym, nowatorskim pomyśle w wielu Polakach obudził się naturalny, wrodzony sceptycyzm. Duża grupa osób miała coś do powiedzenia zanim turniej w ogóle ruszył. Każdy chciał wtrącić swoje trzy grosze, aczkolwiek po chwili został karcony i powstrzymywany od tego przez jakiegoś obrońcę norweskiej karuzeli. Faktycznie, ostudzenie wszelkich emocji w stosunku do czegoś, z czym nie mieliśmy jeszcze styczności wydaje się być odpowiednią drogą. Znaczna ilość ludzi, śledzących skoki narciarskie na całe szczęście zachowała względną obojętność. Po cichu jednak rzesza miłośników liczyła na fakt, że będzie to udany okres w sezonie.
Teraz już wiemy, że rzeczywistość okazała się zgoła inna. Wszystkie wyobrażenia skończyły się niczym najpiękniejszy ze snów – dość szybko. Organizatorzy w Oslo zachowali jeszcze pozory prestiżowego startu turnieju i przeprowadzili konkursy w miarę sprawnej, przyjemnej dla oka atmosferze. Z biegiem czasu coraz więcej wad zaczęło plamić miano całego cyklu. Dziś przypatrzmy się z bliska wszystkim cechom, charakteryzującym Raw Air.
Zacznijmy od plusów, gdyż w moim mniemaniu mają znacznie mniejszą wartość, niż minusy. Ogromną zaletą turnieju niewątpliwie było to, iż dodatkowe widowisko sportowe to nowe atrakcje, wrażenia i doświadczenia. Sama możliwość zetknięcia się z czymś świeżym, nieoklepanym, wzbudza w człowieku krztę optymizmu.
Mieliśmy również okazję do oglądania ulubionej dyscypliny sportowej niemalże codziennie. Oczywiście, zetknięcie z naszymi faworytami oraz wszelkimi emocjami, które towarzyszą nam przy kibicowaniu to niesamowite uczucie.Mus uczestniczenia w prologach dla zawodników z pierwszej ,,10’’ Pucharu Świata zapewne przywrócił im dawne wspomnienia, gdy kwalifikacje do konkursów były czymś naturalnym. Na nowo mogli poczuć trud zmagań, które wcześniej były dla nich tylko skokami treningowymi. Myślę, że to pomogło zatrzeć wyraźną granicę między najlepszymi w klasyfikacji generalnej, a całą resztą stawki. Nieco słabsi skoczkowie mogli w pewnym stopniu, stanąć na równi z tymi, którzy w miarę regularnie zajmują najbardziej prestiżowe miejsca.
Ostatnią korzyścią, płynącą z Raw Air, którą dostrzegam, jest dopływ sporej ilości finansów dla FISu, zawodników i wielu stacji telewizyjnych. Duże zainteresowanie cyklem przyciągnęło nieco większą liczbę miłośników nie tylko na skocznie w Norwegii, ale również przed telewizory, dzięki czemu oglądalność, a zarazem zarobki wyżej wymienionych grup wzrosły. Skoczkowie za najlepsze miejsca w końcowej klasyfikacji również zgarnęli pokaźne sumy pieniężne. Może dla nas, kibiców, ta kwestia nie jest szczególnym uwydatnieniem ogółu, jednakże na takie rzeczy również należy zwrócić uwagę.
Przejdźmy teraz do zbioru ogólnych ujm owego wydarzenia sportowego. Pierwszą kwestią, którą należy poruszyć w tym temacie, jest to, iż organizacja poszczególnych zmagań wypadła na dość miernym poziomie. Wiatr skutecznie powalczył z ludźmi odpowiedzialnymi za przeprowadzenie konkursów. Jednak nie było to niemożliwe do przewidzenia. Wykazanie się chociażby odrobiną mobilizacji i kreatywności zyskałoby w oczach kibiców, lecz obydwóch cech zabrakło organizatorom. Musieliśmy się zadowolić licznymi przerwami, długim oczekiwaniem, a w efekcie końcowym, informacją o zamknięciu konkursu w Lillehammer.
Druga rzeczą, która trapiła głównie zawodników, aczkolwiek uzyskała również dezaprobatę większości miłośników skoków, było ogromne przemęczenie każdego ze skoczków. Turniej od początku zapowiadany był jako wymagający i trudny do przejścia dla wielu. Oczywiście przewidywania w 100% się sprawdziły, a organizmy zostały znacznie wyeksploatowane przez każdą część Raw Air.
Kolejnym argumentem, do potwierdzenia tezy o niesłuszności pojawienia się nowego cyklu jest to, iż był on niesamowicie niesprawiedliwy w stosunku do sportowców, którzy nie mieli możliwości występowania w konkursach drużynowych. Pojedynczy zawodnicy już na starcie tracili jakiekolwiek szanse na wygranie norweskiego wytworu, z powodu braku drużyny narodowej. To śmieszne, że nawet jeśli wzięto pod uwagę tą ewentualność to zupełnie ją zignorowano. Zabawny, a zarazem całkiem żałosny popis specjalistów, przeprowadzających cały event.
Są to trzy główne wady, które jednak swą siłą przeważają wszelkie zalety. Moim zdaniem powinna być to pierwsza, a zarazem ostatnia edycja ,,prestiżowego’’ Raw Air. W obawie przed negatywnymi czynnikami oraz kompletnym wymęczeniem zawodników, podpisuję się pod kategorycznym ,,NIE’’ dla następnych tego typu pomysłów.
- Źródło: Własne