Patrząc na trybuny skoczni im. Adama Małysza w Wiśle, wydawać by się mogło, że to już rozpoczęcie Pucharu Świata. Odpowiadamy, że nie. To dopiero start LGP, której inauguracja pokazała, iż po sukcesach naszej ekipy w ostatnim sezonie, zainteresowanie kibiców tą dyscypliną ciągle jest bardzo duże.
Weekend w Wiśle zakończony. Podobnie jak w styczniu, gdzie dwa razy najlepszym okazał się Kamil Stoch, także i teraz królowali tu biało-czerwoni. Polacy wygrali rywalizację zespołową, a w indywidualnej dwóch naszych stanęło na podium. Trzeba jednak powiedzieć, że to nie mistrz olimpijski z Soczi tworzył o sile drużyny Stefana Horngachera.
Sobotnim zwycięstwem w konkursie indywidualnym Dawid Kubacki potwierdził, że to on jest aktualnie jednym z najlepszych polskich skoczków narciarskich.
Jego sukces nie był przypadkowy. Dawid już od pierwszego dnia rywalizacji na obiekcie im. Adama Małysza spisywał się świetnie. W jedynym rozegranym treningu zajął 2. miejsce, natomiast w kwalifikacjach wygrałby, lecz obowiązkowy udział w eliminacjach skoczków z czołowej dziesiątki spowodował, że zawodnik z Nowego Targu uległ jedynie Maciejowi Kotowi.
W piątek w znakomitym stylu poprowadził zespół do drużynowego zwycięstwa, a dzień później królował w starcie solowym. Na podium wyprzedził Macieja Kota i w idealny sposób zamienili się rolami z czwartku. Najniższy stopień pudła dla Niemca – Karla Geigera.
Niestety nie wszyscy skoczkowie z biało-czerwoną flagą na kasku mogą cieszyć się z tak dobrych rezultatów. Co prawda to tylko lato, lecz poniżej pewnego poziomu nie powinno się schodzić. Mimo głośnych zapowiedzi i kilku wyskokach, w dalszym ciągu zawodzą Paweł Wąsek, Jan Ziobro, czy zawodnik pierwszej Kadry – Krzysztof Miętus, którzy przepadli już w kwalifikacjach.
Podobna rzecz ma się też i z Klemensem Murańką, Aleksandrem Zniszczołem i Przemysławem Kantyką. Zwłaszcza dwaj pierwsi powinni bezproblemowo walczyć o czołową piętnastkę zawodów, a ledwo co kwalifikują się do zawodów. Ekipa, która wywalczyła dla nas już trzy medale MŚ i wielokrotnie stawała na pudle PŚ i LGp istnieć wiecznie nie będzie. Kimś trzeba będzie ją zastąpić, a póki co jest to mało prawdopodobne. Co prawda, w gronie nie punktujących w Wiśle znalazł się Kamil Stoch, lecz jemu takie wpadki zdarzają się stosunkowo rzadko i nie powinniśmy mieć powodów do obaw. Jego skoki nie wyglądają tragicznie, a to przecież początek lata.
Podsumowując premierowy weekend Letniej Grand Prix, należy pochwalić Gregora Schlirenzauera. Wydaje się, że naprawdę dobre próby w starcie drużynowym i indywidualnym są zwiastunem chęci o powrót do najlepszych. Austriakowi zdarzają się jeszcze błędy, jednak jego comeback jest coraz bliższy.
Zaskoczenie in plus? Włosi. Aż trzech podopiecznych Łukasza Kruczka awansowało do II rundy zmagań indywidualnych, a Sebastian Colloredo zajął wysokie – 7. miejsce. Oby i zimą było podobnie.
Kończąc należy powiedzieć – Letnia Grand Prix to trening, który może pomóc w osiągnięciu lepszych wyników zimą. Do rozpoczęcia Pucharu Świata jest bowiem jeszcze bardzo dużo czasu, a wyniki minionych konkursów nie pomogą nam w wytypowaniu faworytów sezonu olimpijskiego. Poczekajmy więc kilka miesięcy i dopiero wtedy zacznijmy rozważać kto będzie silny.